Olesko - Lwów


Dnia 25 maja - w środę spotkaliśmy się obok Lodowiska w Tychach. Uzbierała się dość spora grupa - ok. 50 osób - Tychołazy + przyjaciele. Zaczęło się urodzinowo - bo na wszystkich czekał tort i szampan na stoliczku :) a okazja to 50-te urodzinki Jolci :) Po 23ciej zapakowaliśmy się do autokaru i w drogę. Po drodze o północy zaśpiewaliśmy "sto lat" kolejnemu solenizantowi - Witkowi :) i w tak dobrych nastrojach minął nam czas jazdy, pomijając oczywiście kilku godzinny postój na granicy i zaliczanie bardzo "ciekawych" toalet po drodze... Dojechaliśmy przed południem do Oleska, gdzie zwiedziliśmy zamek, w którym przyszli na świat dwaj królowie; Jan III Sobieski i Michał Korybut Wiśniowiecki. Całe wnętrze zamku i pięknie wyposażone sale pokazał nam bardzo sympatyczny Pan Przewodnik, opowiadając przy tym bardzo ciekawie o historii tego miejsca. Po chwili wolnego czasu pojechaliśmy do Lwowa, do Hotelu Reikartz, gdzie zostaliśmy zakwaterowani do pokoi. a następnie ok. godziny 19.00 udaliśmy się do Restauracji na uroczystą kolację połączoną z muzyką i tańcami. a tam... :) oj, działo się, działo :) tańce, hulanki, swawole :) jak widać na załączonych zdjęciach :) a nawet lewitowanie w wykonaniu "Ryby"... :) a Jolcia potargała sandałki i została na bosaka. i gdyby nie ofiarność Marcinka to musiała by wracać do hotelu na boso. Jednak zabawy było nam mało i udaliśmy się na nocny spacer po Lwowie krokiem tanecznym i ze śpiewem na ustach :) i tu kolejny pokaz lewitacji - tym razem w wykonaniu Leszka - jak widać na zdjęciu :) No i jeszcze nasza "Kroplówka" chciała z napotkanej budki telefonicznej zadzwonić do mamy, niestety bez efektu :) Udało nam się bez interwencji Policji wrócić na miejsce spoczynku, gdzie wszyscy zapadli w głęboki sen. i tak minął pierwszy dzień - 26 maja - czwartek.

Kolejny dzień - 27 maja - piątek, po śniadaniu podziwialiśmy przepiękną Katedrę Unicką Św. Jerzego ( Św. Jura) i obok stojący pomnik metropolity lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. a potem udaliśmy się na Cmentarz Łyczakowski z grobami sławnych polaków ; m. i. Marii Konopnickiej, Władysława Bełzy - autora "Katechizmu Polskiego Dziecka", Rodziny przemysłowców Baczewskich itd. Można było tu podziwiać przepiękne grobowce z okazałymi rzeźbami słynnych lwowskich artystów. Część Cmentarza Łyczakowskiego zajmuje położony na wzgórzu Cmentarz Orląt Lwowskich - cmentarz wojskowy. Niesamowite miejsce. No i później około południa nasza urocza przewodniczka Grażynka zrobiła nam niespodziankę - zaprowadziła nas na kosztowanie lwowskich nalewek. a ponieważ był upał to po piątej kolejce każdy miał już fajny humorek :) Potem zwiedzaliśmy Teatr Opery i Baletu im. S. Kruszelnickiej - przepiękny i ogromny gmach z czterokondygnacyjną salą mieszczącą 1000 widzów, z bogato zdobionym wnętrzem autorstwa najlepszych ówczesnych rzeźbiarzy i malarzy. Dalej udaliśmy się do Centrum Miasta podziwiając po drodze piękne zabytki mi. Pomnik Tarasa Szewczenki, Pomnik Adama Mickiewicza, Marmurową figurę Matki Boskiej... a wokół rynku malownicze kamienice, Katedrę Łacińską z kaplicą Boimów , Kamienicę Królewską i inne... Po zwiedzaniu odbyła się obiadokolacja, po której odpoczywaliśmy przy stoliczkach obok hotelu racząc się lwowskimi trunkami i śmiejąc się do rozpuku z licznych kawałów :)

Sobota 28.05.16 - dziś podziwialiśmy piękną panoramę Lwowa z Kopca Unii Lubelskiej - z Wysokiego Zamku - z 413m.n.p.m. a potem przechadzaliśmy się dzielnicą żydowską... a w Katedrze Ormiańskiej wysłuchaliśmy śpiewu w wykonaniu duchownego tej świątyni , po którym każdy miał ciarki. w końcu udaliśmy się do Muzeum Apteki, gdzie każdy z nas poczuł się jak prawdziwy alchemik. i jeszcze kilka ciekawych miejsc, a potem był czas wolny. Po tym czasie już każdy z zapasami trunków lwowskich, słoninki i serów, czekolady i słodyczy znalazł się obok autokaru gotowy do drogi powrotnej. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że najdłuższa droga czeka nas przez granicę... bo nasi "Kochani" celnicy przeprawiali nas przez całe 8 godzin... i żeby zabić czas piliśmy znów lwowskie trunki zajadając czym się da: ciastkami, kanapkami, czekoladkami, słoniną, cukierkami, kiełbaską, landrynkami, chipsami rybnymi, serem :) i znów piliśmy i piliśmy :) a potem... jak już jakimś cudem udało nam się przekroczyć granicę zasnęliśmy głębokim snem, budząc się dopiero w Tychach pod Lodowiskiem... Ciężko było nam się rozstać...
To były niezapomniane chwile, które pozostaną w naszej pamięci już do końca, uwiecznione na zdjęciach i w naszych serduchach :)

Tekst - Jolanta Burnos
Zdjęcia - Tychołazy

 

Dodaj komentarz
Script logo