Beskid Żywiecki - Sól - Rachowiec - Zwardoń


Dnia 18 stycznia 2015 roku na stacji kolejowej w Tychach spotkała się Grupa "Tychołazy" by wyruszyć w podróż Kolejami Śląskimi... Po drodze, na kolejnych stacjach dołączyło jeszcze kilka osób i tak zebrała się grupka w ilości dwudziestu roześmianych , fantastycznych, kochanych turystów. i tak w radosnym nastroju dojechaliśmy do miejscowości Sól.
No... po drodze malutki wypadek się zdarzył - Adaś przeciął sobie paluszek i bardzo krwawił, ale pomoc medyczna szybko nadeszła - plasterek :) i po bólu. Wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Rachowca... Jeszcze mały przystanek przy sklepiku, gdzie nasze kochane dziewczyny uraczyły się różowymi świnkami :)...i w drogę. w początkowym odcinku szlaku nie było łatwo, bo buty ślizgały się po błocie i wodzie. Ale im wyżej, tym pojawiało się coraz więcej śniegu i w wyższych partiach było już naprawdę biało. Pokonywaliśmy nieprzetarte ścieżki, więc wszystko zależało od tego, który idzie pierwszy... bo cała reszta szła po jego śladach :). Tak cieszyliśmy się tym śniegiem bawiąc się nim po drodze. i tak dotarliśmy do Punktu widokowego na Rachowcu. Wszystko wokół spowijała mgiełka więc było niesamowicie i magicznie. i w tak cudownym miejscu wystrzeliły korki z szampanów - wypiliśmy toast za ten nowy rok :). i znów spotkała nas miła niespodzianka - Ania przeczytała piękny wierszyk o kronikarce Jolci, którym to gestem ogromnie Jolcie wzruszyła. a Jolcia miała kilka Misiaków, które podarowała dzieciaczkom - bo dzieci kochają misie :). Misiaka dostała Ania - za cudowny wiersz :), Ola i Dagmara - za pierwszą wędrówkę z nami :), Adam - za zraniony paluszek :). a motylka dostał Jurek - żeby dodawał mu skrzydeł podczas górskich wędrówek :). i tak z szumiącymi bąbelkami w głowach ruszyliśmy dalej...
A potem odbyła się najprawdziwsza w świecie wojna na śnieżki - istne szaleństwo - i znów staliśmy się na jakąś chwilę małymi dziećmi - roześmianymi i beztroskimi - bajkowa chwila, jak w krainie królowej śniegu :) Po rozejmie, biali jak bałwany, z czerwonymi policzkami, z bananami na buzi zdecydowaliśmy, że schodzimy do Zwardonia. Tam zatrzymaliśmy się w kawiarence, żeby coś zjeść i napić się . Był telewizor, więc mogliśmy obejrzeć skoki narciarskie w Zakopanem i podziwiać zwycięstwo Kamila Stocha w pięknym stylu. Towarzystwa dotrzymywała nam urocza czarownica - praprapraprababcia Jolci zresztą :). No cóż…a potem pociąg i do domu.

Tekst - Jolanta Burnos
Zdjęcia - Tychołazy




Dodaj komentarz
Script logo